Kiedy pierwszy raz jechałem Z1000SX, a było to dokładnie rok temu, wprost nie mogłem uwierzyć, co się dzieje w okolicach 6500 obr/min, kiedy gaz odkręci się do oporu. To było tak przerażające i fascynujące jednocześnie, że spędziłem cały dzień na robieniu właśnie tego. Odkręcaniu gazu do oporu na drugim i trzecim biegu. Dlatego też motocykl testowy, który mi powierzono oddałem z bieżnikiem przedniej opony w dużo lepszym stanie niż tylnej.
Z1000 jest wspaniały, ale umówmy się, że dysponuje dość umiarkowanym komfortem. Nawet w porównaniu do schowka na miotły Harrego Pottera. Siedzisz na nim dokładnie w taki sposób, jakbyś był na dyskotece w Wałczu i pytał wszystkich, czy chcieli by czasem dostać „wpi***ol”. Tymczasem SX jest dla Twojego tyłka komfortowy niczym sofa z Ikei. Możesz sobie zapakować kufry i pojechać w relaksującą podróż w Karkonosze. Ale spokojnej jazdy wytrzymasz - obstawiam – godzinę. Z1000SX za dobrze jeździ, żeby wlec się nim tempem wycieczkowego autokaru. Prowadzeniem nazwałbym „mięsisto-neutralnym”. To znaczy, że do zmiany kierunku trzeba przyłożyć nieco siły, ale motocykl Cię za to nagradza w postaci idealnego i bardzo satysfakcjonującego wejścia w zakręt.
Wróćmy na chwilę do silnika, choć prawdopodobnie odpowiednim wyrażeniem byłoby „kotła mocy”. Z świętej trójcy, czyli Z1000, Z1000SX i Versysa 1000 mam wrażenie, że SX ma największy czynnik detonacji ze średnich obrotów. Przy mniej więcej połowie skali obrotomierza czujesz, jakby Twoje ramiona miały przestać być integralną częścią tułowia, kontrola trakcji mruga non stop. Na drugim stopniu działania pozwala w miarę bezpiecznie zrobić popisowe wheelie, aby zwiększyć szanse na akt miłosny z pasażerką (czego oczywiście nie robiłem, to nieodpowiedzialne...). Na trzecim stopniu działania przestaje być zabawnie, a na wyłączonej kontroli trakcji jest już zupełnie nieśmiesznie. Zresztą, całe te szyby, owiewki, kufry i wygodne kanapy to tylko ubranie.
To tak jakby Ozzy Ozbourne przywdział szatę liturgiczną i powiedział wszystkim „Słuchajcie, jestem teraz biskupem”. Przecież i tak wiemy, że jest księciem ciemności a na śniadanie jada kruki.